Menu główne:
NIEPOWTARZALNI. Piwnica na Wójtowskiej.
opowieść o fenomenie teatru małych form
aktora i reżysera Ryszarda Ostromęckiego
W ciągu 30 lat działalności (1980-
Fragmenty Prologu :
" Odkąd pamiętam, w moim pokoju na ścianie wisiał plakat zapowiadający jeden z koncertów poetyckich według scenariusza mojego wuja, Ryszarda Ostromęckiego, twórcy legendarnej warszawskiej Piwnicy na Wójtowskiej. Spektakl, o którym mowa, nosił tytuł: Krajobraz polski – piękno, które trzeba ocalić. Na plakacie widniał namalowany akwarelą fragment sielskiego, nizinnego krajobrazu. Artysta utrwalił jego piękno w najbardziej soczystej porze roku. Jasne, czyste tło i odbijające się na nim rozmaite odcienie zieleni zawsze działały na mnie kojąco. Intrygujący, napisany na plakacie, niby gęsim piórem, fragment wiersza Tadeusza Gajcego pod tytułem Noc – (…) Żebym pamiętał: jest ojczyzna w gałązce dymu, w ogniu blasku, a ja nakryty śniegiem chmury ziemi tej skąpej jestem równy (…) – wprawiał mnie w stan refleksji i skłaniał do zadumy nad historią naszej rodziny...
Postać wuja i jego artystyczna działalność budziły zawsze moje ogromne zaciekawienie i niekłamany podziw. Był tajemnicą, osobowością magnetyczną. Jego głos, opowieści, pamiątki z zagranicznych podróży – w czasach, gdy zagraniczne podróże nie były tak popularne i przede wszystkim możliwe jak dziś – pobudzały moją wyobraźnię, a spotkania ze znanymi twórcami, muzykami, aktorami i poetami stawały się doświadczeniem, prawie że mistycznym. Oto sławni ludzie, występujący na międzynarodowych scenach zasiadali do czarnego fortepianu w naszym salonie albo śpiewali a capella właśnie dla nas, po prostu dla nas, żeby uprzyjemnić rodzinne spotkanie. Stawali się wtedy tak bliscy…
Nasze drogi zawodowe – mojego wuja i moje – nigdy się nie przecięły. Czy to z racji dzielącej nas odległości, czy też różnicy wieku… Rozwój moich zainteresowań artystycznych, próby sił wokalnych, aktorskich, organizacyjnych, a nawet reżyserskich miały miejsce na Śląsku, podczas gdy wuj tworzył i działał w centrum Polski. Może jednak gdzieś w przestrzeni krzyżowały się i splatały nasze myśli, cele i pragnienia.
Piwnica i całe jej artystyczne dziedzictwo powróciły do mnie po latach, w wieku, w którym ten dar, ten skarb zaklęty w kroplach pamięci o twórcach, muzycznych chwilach uniesień, słowach (również w trzech językach obcych, którymi akurat władam – przypadek?) byłam w stanie przyjąć. Maszynopisy, rękopisy, notatki, nagrania, plakaty, artefakty i zdjęcia trafiły do mnie. Dlaczego ja? Dlaczego na mojej drodze, niczym na turystycznym szlaku fascynującej wędrówki, pojawiają się ludzie i czytelne znaki zmuszające do ciągłego odkrywania tego piwnicznego skarbu? To pytanie nie do mnie, to pytanie do Darczyńcy. Dlaczego więc? By ocalić od zapomnienia? Może...
A może nie tylko.... Może nie trzeba w ogóle tego pytania zadawać, może po prostu trzeba iść…, zagłębić się w to i z tym zespolić.
(...)
Płynęłam tak po tym – zdawało się – bezkresnym morzu piwnicznych wspomnień i wiedziałam już, że będę musiała skorzystać z kół ratunkowych, wybrać „telefon do przyjaciela”, „pół na pół” po to, by przesunąć się o ćwierć wyżej w moich poszukiwaniach prawdy o Piwnicy… Dryfowałam… I nagle na horyzoncie moich marzeń pojawiły się nie tylko koła ratunkowe, lecz także statek, który zabrał mnie na swój pokład i płynie ze mną tam, gdzie chcę dotrzeć. Telefony odbierają właściwi ludzie, którzy uwierzyli w mój głos, którzy chcieli się spotkać, którzy dali się poznać. Wyciągnęli ze swoich kieszeni puzzle i ofiarowali je, bym mogła dopełnić układany przeze mnie obraz. Opowiedzieli mi o swojej wdzięczności dla mojego wuja, za którą ja z kolei jestem im wdzięczna. Podzielili się swoimi brzmieniami, wybrzmieniami, pobrzmieniami, nutami, półnutami, ćwierćnutami, ciszą, pierwszym i drugim oddechem, bemolami i krzyżykami na sinusoidalnej pięciolinii ich życia…"